czwartek, 6 stycznia 2011

noworocznie

Jest nowy rok, a jestem zmęczony, jak w starym. We środę (wczoraj), udało mi się wreszcie spotkać ze swoim terapeutą. Po rozmowie, dwa wnioski:

  1. przemęczenie
  2. branie na siebie, zbyt dużej odpowiedzialności
Z pierwszym borykam się już od dłuższego czasu, drugie zostało mi uświadomione. Żeby tego było mało, zażeram emocje. Wstaje praktycznie co noc, aby coś wrzucić na ruszt. Gdy już jestem naładowany po przełyk, przychodzi w miarę dobry sen. Martwię się tym bardzo, tym żarciem oczywiście. Próbuje się jakoś powstrzymywać, ale moja silna wola, słaba taka jakaś.

Czuje się odpowiedzialny za wszystko, niedługo pewnie dołożę sobie niedługo głód w Afryce i Bliski Wschód. Po rozmowie z H. mam oddawać to wszystko, ale jakoś niezmiernie ciężko wykonywać mi tak proste czynności. Strasznie dokucza mi odpowiedzialność za swoja pracę. Zdarza się, że śnie o niej, znajduje rozwiązania problemów, uświadamiam sobie zagrożenia, pułapki. Makabra. Niby to proste, zostawić wszystko przy bramie. Szef wszystkich szefów, ma na to fantastyczne powiedzenie: " problemy rodzinne i osobiste ,należy zostawiać przed portiernią. ". Proste jak budowa cepa. Tylko, żebym umiał tak w druga stronę. 

W związku z całą zaistniałą sytuacją za namową H. postanowiłem sprawić sobie jakiś prezencik. I sobie popłynąłem: woda toaletowa (chociaż już odrobinkę żal mi kasy na nią), dwa krawaty w lumpiaku (50gr/sztuka) i dżiny za dwa złote. Humor rzeczywiście poprawiony. Zapach przecudowny, krawaty sie podobają, spodnie też. Cóż chcieć więcej?

Postaram się dostosować do zaleceń, ale co z tego wyjdzie???? Pewnie jak zwykle pójdzie, jak po grudzie.

1 komentarz:

  1. Woda toaletowa to jeden z elementów wizytówki, strasznie ważna rzecz. Ja sam nie lubię przepłacać - szukam tanich perfumerii, ale kasy na zapach nie żałuję.

    OdpowiedzUsuń