Kroiłem na sałatkę i na razie zrobiłem sobie pauzę. O kilku dni towarzyszy mi smak wódy. Wódy takiej przerobionej, po długim piciu, na kacu. Kroje ziemniaki - wóda, marchew - wóda, wciągnę powietrze przez nos - wóda, łykam ślinę - też wóda. Dodatkowo na dopełnienie - makabrycznie znajomy ból głowy - taki kacowy. Chodzę na mitingi, grupę wsparcia, spotykam się tylko z osobami niepijącymi, mam praktycznie codzienny kontakt z terapeutami. A tu taki zonk. Pojawiła się nawet myśl, że muszę zrobić wszystko by się nie nachlać. Nie mam absolutnie ochoty nawet próbować, ale to że pojawiła się myśl o tym, żeby nie próbować, jest już sama w sobie przerażająca. Szczęście, że idę jeszcze o 13 na spotkanie ze znajomymi, pogadam - może przejdzie. Cholera wie.Odrobinkę się uspokoiłem.Ale smak w ustach i ból głowy pozostał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
napisz coś, martwię się o Ciebie
OdpowiedzUsuńPS. obserwuję Twój blog od jakiegoś czasu i jestem pod wrażeniem Twojej pracy jaką wkładasz w to żeby stanąć na nogi. Mam nadzieję że niczego nie skrzaniłeś. Wierzę w to.