niedziela, 28 marca 2010

MONAR

Wczoraj byłem w MONARZE w Poznaniu. Jak mi się nie chciało. Sam szukałem pretekstów, aby nie jechać. Pierwszy to taki, że razem ze mną miała jechać jeszcze jedna osoba. Z różnych przyczyn nie pojechała. Później wyknułem sobie, że kasy szkoda, bo koniec miesiąca. Niby fakt. Na koniec, że to Poznań i ciężki dojazd. Jednak się przemogłem i sam o godz. 9.00 wyruszyłem sprzed domu. Droga do Bałtyckiej zleciała rach, ciach. Później dopiero zaczęły się nerwy. Ale dałem radę. Zaparkowałem przy szpitalu na Przybyszewskiego i pełen różnych sprzecznych odczuć udałem się pod posiadany adres. Było coś koło 10.25. Zachodzę, patrzę, drzwi zamknięte na 4 spusty, nikogo w okolicy. I się zaczęła kolejna kołomyja w głowie:
  1. że źle mnie poinformowali
  2. że kasa stracona na marne
  3. że czas stracony
  4. itp
Było około 10.45, gdy pojawiło się dwoje ludzi. Podeszli do siebie, przywitali się serdecznie. Więc nie czekając udałem się do nich. Okazało się , że też czekają. Za moment wszystko się wyjaśniło. Osoba odpowiedzialna za otwarcie sali, po prostu nie przestawiła sobie czasu;). Szybko nawiązałem niezbędne kontakty, wytłumaczono mi jak się zakłada grupę, o czym w tym wszystkim biega. Sam miting przebiegł w bardzo fajnej atmosferze. Jestem bardzo z niego zadowolony. Najbardziej zadowolony jestem z tego, że pojechałem, pomimo jakiś swoich dziwnych przemyśleń. Wczoraj też dzwoniłem do koordynatora grup, z całego regionu( struktury NA dopiero się tworzą) i na dziś jestem umówiony na jakaś dłuższą rozmowę telefoniczną. Sądzę, że max. w miesiąc powinienem się uwinąć ze wszystkim i uda się założyć pierwszą gnieźnieńską grupę NA.

czwartek, 25 marca 2010

gimnazjum

Właśnie kierownik nas uświadamia i czyta nam o Arce Przymierza: że była w świątyni, w ciemny pomieszczeniu, że sala była wyłożona złotem itd,itd. No i że była obiektem pożądania różnych nacji,że szukali jej:

- Żydzi
- Rzymianie
- naukowcy


i na koniec z rozbrajającą szczerością rzekł:

- I Indiana Jones;)

Prawie się popłakaliśmy. Kupa zabawy z Tym moim Kierownikiem;)


Ale nie o tym miałem pisać. Wracając do dnia wczorajszego. Wczesnemu porankowi towarzyszyły dawno już nieznane odczucia: lek, skręty żołądka - normalnie jak przed klasówką. No i miejsce też dawno nieodwiedzane. Szkoła. Trafiliśmy do 1 klasy gimnazjum na dwie godzinki. Pierwsza lekcja z pedagogiem jako przyzwoitką. Na przerwie Henry poprosił, czy możemy zostać z dzieciakami sami. Jak powiedział tak się stało. Od razu pomimo ogromnej różnicy wieku udało się nawiązać kontakt z dzieciakami. To odbiorca bardzo młody, ale daliśmy radę. Zatrważające jest to, że około 80-90% tych dzieci miało już kontakty z alkoholem. Nie widza w tym absolutnie żadnych zagrożeń. Choć z drugiej strony, ja w ich wieku tez już byłem po inicjacji alkoholowej. Jednak beztroska z jaka o tym opowiadali, z mojej perspektywy, porażała. Jakbym widział siebie.


Kolejne dwie lekcje spędziliśmy w 2 klasie - więc czternastolatkowie. No tu już pełna wiedza i bardzo już systematycznie pogłębiana. Najodważniejsi zostali z nami nawet na przerwie. Otworzyli się pozdradzali jakieś tam tajemnice, opowiedzieli która z pań nauczycielem to " Towar jakich mało". Bardzo zacnie jak widać nam poszło. Wzbudziliśmy zaufanie i to się liczy. To było moje pierwsze doświadczenie w pracy z ludźmi. Bardzo mi się to podobało. Dzieciaki słuchali z ogromnym skupieniem, bez względu na płeć. Widać było na kilku twarzach zdziwienie, chwilową zadumę, szczególnie gdy opowiadałem o swoich początkach. Na koniec padło nawet pytanie:
- Czy po tylu "latach" zdarza się mi czuć pragnienie napicia się, bądź zażycia.

Normalnie ogromny szacun dla dzieciaków. Ze słów Pani Pedagog problem alkoholowy dotyczy większości domów, w których zamieszkują wspomniani nastolatkowie. Nam nadzieję, że moje wystąpienie spowodowało u nich inne spojrzenie na problem. Ale muszę się zgodzić z Henry'm, że aby odniosło to jakikolwiek skutek, to trzeba im to utrwalać.


wtorek, 23 marca 2010

trema

Trema - jedna z form reakcji lękowej. Łagodny stopień tremy może mobilizować energię psychiczną, ale przy jej nasileniu stwierdza się zmiany wegetatywne i psychasteniczne połączone z zaburzeniami wydajności. Przy powstawaniu tremy istotny jest proces uczenia na podstawie negatywnych doświadczeń pochodzących zazwyczaj z życia szkolnego, przede wszystkim związanych z egzaminami. Jest to związane m.im. z lękiem przed kompromitacją.Tyle Wikipedia.


Już wyjaśniam o co biega. Otóż jutro walę z Henry'm, do gimnazjum na pogadankę o nałogach. On jako szef i terapeuta, ja jako przykład. Oczywiście wyraziłem zgodę na ten eksperyment. Jest to pierwsze - mam nadzieje nie ostatnie - doświadczenie mające dać mi odpowiedź na to, czy będę się nadawał do pracy z ludźmi. Najbardziej obawiam się tego, jak zostanę odebrany. Osobiście pamiętam, jak w technikum pojawiła sie dwójka gości z MONARU. Na tamten czas sądziłem, że mnie to oczywiście nie będzie dotyczyć. Wszystko tylko nie dragi i wódka. Takie miałem wyobrażenie o swoim życiu. Patrząc teraz, zdaję sobie sprawę , że już wtedy byłem uzależniony od alkoholu. Miałem coś koło 17-18lat. W głowie mam kilka scenariuszy. Ale postawię chyba na spontana. Całe szczęście, że jednym z moich zadań na terapii indywidualnej, była właśnie taka opowieść o moich początkach. Napisałem tego coś koło 6-7stron w zeszycie. Jakiś rys już mam. Przy tym pozostanę. A z czasem??? Któż to wie. Pewien pomysł już świta. Najważniejsze to pozytywne nastawienie.


W niedzielę czeka mnie jeszcze jedna nowość. Wybieram się do MONARU w Poznaniu na miting NA.
Zbieram chętnych. Mam już ponoć jednego towarzysza.


P.S.
czeka mnie ciężka nocka;) Od razu po powrocie piszę jak było. Trzymajcie kciuki

poniedziałek, 22 marca 2010

biadolenie

Dziś rano gdy pojawiłem się w pracy, włączyłem kompa i z głośników leciał akurat serwis informacyjny. Było tuż po 6.00. Wśród potoku ogólnych informacji, znalazł się pewien kwiatek, pt. " Niezbyt udany weekend naszych narciarzy". Z ust spikera szło się dowiedzieć, że:
  1. Kowalczyk niby fajnie bo zdobyła wszystko, ale w ostatnim biegu była któraś tam
  2. Małysz nieźle, jednak bez medalu ( był przecież czwarty )
  3. Nasza kadra skoczków też niby nieźle (czwarta na MŚ w lotach - jednak ten beznadziejny Rutkowski )
Ręce opadają. Ale zawsze znajdzie się ktoś , kto potrafi ponarzekać. Mnie się chyba też to zdarza, jednak już nie tak często. Coraz lepiej idzie mi wyłapywanie czegoś takiego. Rutkowski dostał burę od wszystkich za lądowanie na 143m chyba. Jednak w naszych szeregach byli i tacy co walili po 85m!!!! Na osłodę mam pewien fantastyczny filmik, co prawda "odrobinkę" zmanipulowany, jednak dający ogromnego pałera;). Dodatkowa atrakcją jest komentarz Pana Szaranowicza;)


wtorek, 16 marca 2010

dylemat

Właśnie stoję przed dylematem: jaką książkę czytać??? Wiem, każdy zapewne marzy, by stanąć przed takimi wyborami. Bardzo się cieszę, że sprawia mi to tyle radości. Chyba jednak wybiorę "Lot nad kukułczym gniazdem". Co prawda druga część Nekroskopa wygląda smakowicie.

Ten wstęp to tak dla rozluźnienia. Prawdziwym powodem moich rozmyślań jest dzisiejsza wypowiedź Piotra po powrocie od swojej mamy. Otóż ten mały człowieczek wspomniał, że wuja Daniel, znów źle na mnie mówił. Okazało się, że z jego ust przy Piotrze padło:
- Zabić tego pajaca.....
Mały doskonale zdaje sobie sprawę, że o mnie chodzi. Próbuje sobie wyobraził, co Piotr musi przechodzić w tego typu sytuacjach. Z tego co się orientuje, nie był to odosobniony incydent. I tu właśnie pojawia się problem. Raz już próbowałem coś zrobić w podobnej sytuacji. Niestety nic z tego nie wyszło. Wynik tego wszystkiego, chyba tylko wzmocnił poczucie bezkarności wujka Daniela.
Dla własnego dobra i Dobra Piotra muszę coś jednak zrobić. Pójdę do Pana Wojciecha(adwokata) i poproszę o poradę. Jedyna osoba, która mogłaby potwierdzić to wszystko to Angela, jednak z wiadomych przyczyn nie wystąpi przeciwko mężowi. Coś poradzimy. Mam mnóstwo wsparcia, tak ze strony swojej Emki, znajomych, jak i innych życzliwych mi osób.

niedziela, 14 marca 2010

dzieciństwo

Wracając dziś o matki wstąpiłem do sklepu "Pod filary". Gdy tylko tam zajdę, zazwyczaj toczą z właścicielami rozmowę o dzieciakach. Wojtek jest moim rówieśnikiem, a Agnieszka chyba ciut młodsza. Mają syna rok starszego od Piotra. Dziś tematem były zabawy na dworze. Oboje z Wojtkiem, doszliśmy do wniosku, że współczesny świat i my sami, bardzo pokaleczyliśmy nasze dzieci. Zaczęły się wspominki, jak to w tak podłą pogodę jak dziś (pada deszcz, śnieg i jest niefajnie) potrafiliśmy od rana ganiać po podwórku. Jeździć po największych kałużach rowerem, łazić bez celu po deszczu - niekoniecznie w kaloszach;). Wszystko było jakieś inne. A dziś dzieciaki tylko telewizja, PlayStation, komputer. Doszliśmy również wspólnie do kolejnego wniosku: żadnemu, no może większości dzieciaków nie przyszłoby do głowy wyjść na podwórko w taką pogodę jak dziś. Tym niezbyt optymistycznym akcentem kończę swe wypociny.

Odnalazłem jednak coś, co zawsze polepsza mi humor i przypomina, jak fajne było moje dzieciństwo i lata osiemdziesiąte.





piątek, 12 marca 2010

..samemu...

"... samemu? Samemu, to się nawet źle śpi...".

Wczoraj będąc na Piątce usłyszałem właśnie coś takiego. Jakie to prosto, a jakie jednocześnie głębokie. Sprawa dotyczyła oczywiście trzeźwego życia i trwania w abstynencji. Spotkałem wczoraj również Adama, który to się przewija, gdzieś blisko od jakiegoś chyba roku, bądź troszkę dłużej. Znów nie dał rady, zmanipulował siebie, znalazł sobie furtkę i popłynął. Siedziałem z nim sobie na przerwie i sobie rozmawialiśmy. Kurde, ale chłopak ma poukładane w głowie. Jakie głębokie przemyślenia. Jednak , jak sam mówi, coś jeszcze mu brakuje. Zapytał wprost, czy podjąłbym się założeniu grupy Anonimowych Narkomanów w Gnieźnie. Twierdzi, że jestem chyba jednym z nielicznych, którzy zachowują tak długo abstynencję. Odpowiedziałem, że na chwilę obecną raczej się nie podejmę tego. Nie mam jeszcze, wg siebie samego, pookładane w głowie. Jak mi wszystko zagra, i osoby z zewnątrz stwierdzą , że jestem gotów, chętnie spróbuje. Wiem, że moi rówieśnicy i młodsi, niezbyt chętnie otwierają się, bądź uczęszczają na AA. A wg nich narkomana, najlepiej zrozumie właśnie narkoman. Pożyjemy, zobaczymy. Sądzę, że najpierw chyba musiałbym zaliczyć Program Rozwoju Osobowości (PRO). Ale to ponoć kosztuje ponad tysiaka. Pogadam z terapeutą. On też jest za tym, by zająć się młodzieżą. Jednak, najważniejsza jest praca, nad samym sobą. I na tym się skupiam.

Od wczoraj czytam Alchemika. Nigdy nie czytałem czegoś podobnego. Bardzo mi się podoba ta książka. Jej temat, czyli dążenie do własnego szczęścia i realizacji marzeń, jest mi niezwykle bliski. Rzucanie się na jakieś pośrednie cele i poświęcanie celu głównego, jest częstym "zabiegiem" stosowanym przeze mnie. Tak przeżywam tą książkę i wszystko co jest w niej napisane, że śniła mi się w nocy. Jest cudowna i taka jakaś bajkowa. Jestem nią zachwycony.

Jeszcze na koniec. Ku pokrzepieniu serc. Dla Patrycji, Adama, Macieja(chyba) i wielu wielu innych - WSZ i CNE



czwartek, 11 marca 2010

cudowna środa

Jak powszechnie wiadomo, wczoraj była środa. Był to bardzo fajny dzień, przynajmniej dla mnie. EmKa wczoraj poszła po całości i sprawiła mi OGROMNA RADOŚĆ. Cały dzień zaczął się nieźle. Najpierw telefon z DHL, że jedzie Piotra łóżko piętrowe. Mały oszaleje. Ale złożymy je dopiero w weekenda, bo by nie chciał jechać chyba do swojej mamy. Czyli, w tym momencie był już pierwszy powód do radości. Ale najfajniejsze miało dopiero nadejść. Po przedszkolu Piotr poszedł do swojej przyjaciółki Pauli. A my z EmKą do miasta. Powód: chciała kupić sobie spodnie, by móc ze mną w przyszłości biegać. To, że taka myśl się w ogóle pojawiła jest czymś fantastycznym. Więc zostawiłem samochód u siebie w pracy i poszliśmy na miasto. Po drodze jak wiadomo, trzeba przejść przez Chrobrego. Zostałem zaciągnięty do Empiku. W związku ze swoją starą - nową pasją rzuciłem się pomiędzy książki. I tu niespodziewanka. Wyszedłem z księgarni z dwoma pozycjami. "Lot nad kukułczym gniazdem" i " Alchemik". Ze smutkiem muszę stwierdzić, ze znam te pozycje , tylko z opowiadań. Za wszystko płaciło Moje Kochanie. Nie dałem tego chyba za bardzo po sobie poznać, ale bardzo,bardzo się ucieszyłem. Wręcz promieniałem i trwa to nadal. Poza tym zamówiłem sobie kolejnego Nekroskopa!!!!. To nie był koniec prezentów. Bo miałem urodziny i imieniny. Moja super extra kochana połowa, postanowiła mnie obdarować. W jednym ze sklepów wybrała mi super ciuchy. Są zajebiaszcze, jak to mówi Maślana. Chodzę dumny jak paw.

Tak mi się wszystko dobrze układa, że aż strach, że może być gorzej. Jest fantastycznie. Moje stosunki z EmKą, synem (kolejność zupełnie dowolna i przypadkowa) są wymarzone. Czerpię samą radość z życia. Aha, bym zapomniał. Dziś idę odebrać nasza sesją fotograficzną!!! Aż mnie ciekawość zżera.

niedziela, 7 marca 2010

moja piękność

Cały ten weekend stoi pod znakiem pewnego wydarzenia z Piotrem. Wczoraj gdy szykowaliśmy się do fotografa EmKa stwierdziła:
- Ale mi się chce szczać (wersja oryginalna)!!!! - tuż przed samym wyjściem z domu.
- To od mojej piękności???? - Piotr spytał się bez skrepowania.
Popłakaliśmy się prawie do łez.

Teraz krótkie wytłumaczenie. Kiedyś, nie pamiętam kiedy, Piotr się spytał: - Czy ładnie wyglądam?
EmKa odpowiedziała, że wygląda tak super, że dziewczyny będą szczały z zachwytu. Oboje nie sądziliśmy, że ta wypowiedź może przynieść takie komiczne skutki. taki mały demon;)

6 marca

Dzisiejszy dzień należałoby podzielić na dwa etapy:
  1. sesja u fotografa
  2. seans filmowy
ad.1
Zacznę od poranka. We wtorek, czy środę wpadłem na pomysł by zrobić sobie wraz z moja ukochana dwójką sesję zdjęciową, wykonaną przez profesjonalistę. Pięknie, aczkolwiek na luzie ubrani udaliśmy się na umówione spotkanie. Weszliśmy do fotografa, Mistrz poprosił o chwilę i zaprosił nas do pracowni. Emocje dało się wyczuć w powietrzu. Tak ja, jak i EmKa byliśmy pełni obaw odnośnie wyniku. Zdjęliśmy kurtki i rozpoczęło się. Na początku najbardziej spięty był Piotr. Przy drugim , czy trzecim pozowaniu, pogiglalem go i już poszło. Stał się gwiazdą. Pojawiła się Pani fotograf. Mały bez najmniejszych problemów spełnił jej prośby. Odnalazł się w pełni. Uśmieszki, szelmowskie spojrzenia, poważne patrzenie w obiektyw - wszystko co tylko zechcieli. Oboje Mistrzowie, byli nim zachwyceni. Ja i EmKa z początku sceptyczni i spięci, powoli odzyskiwaliśmy odwagę i spokój. Po powrocie, wymieniliśmy zdania, na temat tego pomysłu i oboje jesteśmy zgodni, że było bardzo fajnie i ciekawie. Zupełnie nowe doświadczenie. W głębi ducha (już o tym wspominałem EmCe), chciałbym Ją namówić na taką odważniejszą sesje, we dwoje. Na chwilę obecną: - NIE MA MOWY!!!!- tyle usłyszałem. Oboje jesteśmy bardzo ciekawi, jak to wszystko wyszło. Ja normalnie już nie mogę się doczekać. Może w poniedziałek zdjęcia będą do odbioru. Ciekawe czy będę zadowolony?????????


ad.2
Zaprowadziłem Piotra do mamy, EmKa poszła do pracy na popołudniu, a ja zapragnąłem się zmierzyć z " Wszyscy jesteśmy Chrystusami". Długo się wahałem czy go obejrzeć. Było warto. Ale mnie porobił. Poprzypominał mnóstwo, gdzieś skrzętnie pochowanych rzeczy i wydarzeń. Takim pierwszym momentem była Wigilia Adasia. Praktycznie pamiętam tylko takie święta. Co Boże Narodzenie, to gaz. W moim wykonaniu oczywiście. Ale podle się wszyscy musieli czuć. Kolejny rozrachunek przyszedł w momencie, gdy Adaś mówi, że pije, bo ma taką niedobrą matkę. Pamiętam doskonale, te czasu, gdy znajdowałem sobie dokładnie to samo usprawiedliwienie. Podobnych przemyśleń było mnóstwo. Piszę na gorąco. Dopiero skończyłem oglądać i za dużo jest tego wszystkiego. Ale faktem jest, że film w pełni oddaję to o czym się myśli i co się robi. Pokazuje doskonale mechanizm iluzji i zaprzeczeń. Pokazuje jak osoba uzależniona jest zakłamana. Wszystko to doskonale jest mi znane. Podobnie sprawa ma się z synem Adama. Brał, bo w jego przekonaniu pozwalało mu to przetrwać i przyjąć to wszystko co mu życie niesie. Nie chce pisać recenzji, bo i tak nie umiem. Jest to jeden z ważniejszych filmów jakie oglądałem.

piątek, 5 marca 2010

Toy dolls

Na początek coś mega - wg mnie - radosnego:
- Panie i Panowie, Ladies and gentleman - mam zaszczyt Wam przedstawić wyjątkowo radośnie mnie nastrajający otwór pt. Nellie The Elephant



Spadł on na mnie jak grom z jasnego nieba. W połowie tygodnia, nagle ni stąd ni zowąd , pojawił się w moje głowie. Pamiętałem ,że zespół zwał się TOY Dolls i , że słuchałem go ostatnio w technikum w wraz ze Punem, Stachem i Kiziakiem. To były czasy. Postanowiłem odszukać to, na nieocenionym YOu Tub'ie. Poszło jak z płatka. Teraz codziennie witam siebie i moich współpracowników tym dziełem co ranek. Wskaźniki dobrego nastroju po tym wręcz szybują.

Cały tydzień znośny. Wszystko się układało do wczoraj rewelacyjnie. Odkąd wczoraj wróciłem do domu, dało się wyczuć , ten dobrze znany , a tak niepożądany stan ducha. Podziałało to na wszystkich domowników. Wg mnie najbardziej odbiło się to na relacjach pomiędzy mną a EmKą. Ale tak się musiało stać. Nie może być cały czas takiej sielanki, jak była przez ostatni miesiąc. Sądzę, że niedługo wróci to do normy.

Również wczoraj wspólnie, całym naszym stadem, podjęliśmy decyzję o kupnie Piotrowi, łóżka piętrowego. Był oszalały ze szczęścia. Nawet nie patrzył w jego stronę. Spoglądał tak ukradkowo, nie wierząc , że to może być prawda. Powinno dotrzeć do nas, coś koło poniedziałku. Ale będzie radocha. Reasumując, jest fajnie.

W poniedziałek, czeka mnie nie lada wyzwanie. Mam jechać na pogadankę do gimnazjum, przedstawić zgubne skutki nałogów. "Troszkę" się denerwuje jak wypadnę.

poniedziałek, 1 marca 2010

Boszkowo

W dniach 26-28 lutego byłem wraz z EmKą na warsztatach we wspomnianym Boszkowie koło Leszna. Zajęcia dotyczyły stosunków w rodzinie. Ale po kolei.

Dojazd
Zależało by chyba posta zatytułować : " Wiwat GPS!!!" , chociaż może lepiej :" MYŚL !!!". Tradycyjnie podczas podróży w nieznane wziąłem swojego GPS, wpisałem cel i heja. Szło całkiem nieźle, wręcz nawet wspaniale, do momentu dojazdu do Śmigla. Nawigacja wskazała, że należy jechać prosto i skręcić w jakaś drogę pomiędzy budynkami. Jak doradziła, tak oczywiście uczyniłem;). No i się zaczęło. Po przejechaniu 100-150m pojawił się na drodze śnieg, a było go jakieś 1-2m w poprzek drogi. Dalej go oczywiście nie było. Wyglądało, to tak, że mieszkaniec domu wyrzucił go na ulice. Niestety, było go tyle, że moje wspaniałe autko powiesiło się na nim!!!!. Uwolnienie się z tej pułapki zajęło mi jakąś godzinkę. Niezbędna była pomoc Pana mieszkającego tuz, tuż. Po godzince obserwacji, zdecydował sie na pomoc i wyciągnął nas swoi samochodem, bo wykopać się niestety nie dało. Ale na tym nie koniec. Cofając się wpadłem w błoto. Błoto takie jak się widuję tylko i wyłącznie na Camel Trophy. Kolejne 1,5 godziny walki z uwolnieniem samochodziku i nas nic nie dały. Łopata, szlaka, próba wyciągniećia za pomocą samochodu wspomnianego Dobroczyńcy - skończyła się zerwaniem linki holowniczej. Pomógł dopiero traktor i łańcuchy!!!. Brudni, źli - mowiąc delikatnie - pokonaliśmy ostanie 15km w niezbyt dobrych humorach. Przy kolacji kupa śmiechu i jakoś przeszło. Choć muszę wspomnieć, że ponoć i tak byłem wyjątkowo spokojny.

Warsztaty
Po kolacji, pół godzinki przerwy i zajęcia. Jadąc tam, nie miałem absolutnie żadnego wyobrażenia, jak to ma wyglądać. Znałem kilka osób z grupy wsparcia i mitingów. Tematem była szeroko pojęta RODZINA. W piątek do późnych godzin nocnych trwała integracja i "zajęcia w grupach". Cała sobotę wypełniały zajęcia i rozmowy. Wszytko to co się tam działo całkowicie odbiegało od moich wyobrażeń. Było mnóstwo emocji, czasem rozdrapywanie czegoś bardzo złego i przykrego. Na wszystkich uczestnikach ogromne wrażenie wywołał obraz rodziny przedstawiony prze jedno z małżeństw. Odbiór całego ich życia różnił się się u nich jak dzień i noc. ich wystąpienie było chyba głównym wydarzeniem całego weekendu. U wszystkich, tzn. kobiet i mężczyzn emocje wywołały trzęsienie ziemi. Cześć kobiet praktycznie nie spała. wszytko to co wydarzyło się w sobotę, w niedziele przyniosło Nadzieję. Pomimo łez, ogromnego żalu, poczucia krzywd, pojawił się promyk na lepsze życie obojga tych ludzi.

"... A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój..."

Słowa te z piosenki Budki Suflera chyba najlepiej oddają to co się stało później.

EmKa wrócila tak porobiona, z takim kuku w głowie, że słów brak. Nie zdawała sobie sprawy, że istnieje taki świat:

- Sądziłam, że taki świat jest tylko w filmach.

Tak to wszystko podsumowała.

Podsumowanie
Jak już wspomniałem, moje oczekiwanie były zupełnie inne. Jednak prawdziwość wypowiedzi, autentyczność reakcji, brak obłudy podczas rozmów dał mi bardzo pozytywnego kopa. Odnalazłem pokrewne dusze i sądzę, że nowych przyjaciół: Rafał, Marcin, Mariolka, Mirka, Ela i wielu innych. Pojawiły się również bardzo fajne i budujące opinie na mój temat. Utwierdzają mnie one w przekonaniu, że należy iść w kierunku realizacji swoich marzeń. Ciepłe słowa z ust Sylwka i Arlety były bardzo budujące. Całe te warsztaty przypominały mi w dużym stopniu pobyt na Piątce. Nie mówiono o niczym, o czym bym nie wiedział. A jednak. W głowie zaskoczyło to coś. To coś, co pozwoliło mi wtedy zrozumieć, że jestem uzależniony. Cały ten czas spędzony w gronie tych życzliwych ludzi, uważam za wyjątkowo pożyteczny i przydatny. Najbardziej się cieszę z tego, że obok mnie zawsze siedziała EmKa. Siedziała i zabrała nawet głos. Wg opinii postronnych obserwatorów (nie Jej jednak), mówiła bardzo mądrze i składnie. Bez skrępowania i zbędnych emocji. Jestem bardzo, ale to bardzo zadowolony.