wtorek, 28 września 2010

duma mnie rozpiera

Miało być modowo, a będzie o moim ostatnim  dokonaniu.  W dniu wczorajszym miałem swoje pierwsze publiczne wystąpienie związane z wolontariatem w Fundacji, dotyczyło uzależnienia od internetu. Spotkałem się z rodzicami mającymi problemy wychowawcze ze swoimi pociechami. Od rana miałem mnóstwo wątpliwości, czy sobie poradzę. W niedziele zawiozłem do H. materiały przygotowane na to spotkanie. I tu nastąpiło pierwsze zaskoczenie. H. dosłownie był zachwycony ilości i jakością przygotowanego tekstu. Udzielił kilku rad, wskazał pewne zasady i życzył powodzenia. Udało mi się przygotować plan spotkania w fajnej formie graficznej i postanowiłem go rozdać zebranym. Od razu chwyciłem fajny kontakt z rodzicami. Moje wystąpienie miało na celu uświadomienie wagi problemu i zmiany podejścia do niego. Fachowych porad nie udzielałem, wskazywałem miejsca i sposoby uzyskania pomocy w razie wystąpienia problemu. To wszystko udało mi się osiągnąć bez większych wpadek i w sposób mam nadzieję, że przystępny. Po zakończeniu, pojawiło się uczucie dobrze wykonanej pracy, wręcz nawet dumy. W głębi serca zjawiła się myśl, że fajnie by było iść w tym kierunku, bo sprawi mi to po prostu dużo radości.

W ostatni czasie dostaje mnóstwo pozytywnych sygnałów na swój temat. Dotyczy to zarówno ubioru, jak i również moich zachowań i zmian , które wprowadzam w swoje życie. Doświadczam zupełnie nowych sytuacji i uczuć. Dostałem propozycję uczestniczenia w ustawieniach hellingerowskich ( chyba dobrze piszę) - nie wiem za bardzo co od tego oczekiwać, ale ciekawość jest ogromna. Oczywiście, że jadę.


p.s.
Poszedłem za radą nieocenionego Vislava i postanowiłem zaeksperymentować z jakimś dodatkiem. Wybór padł na chustkę w grochy;). Zderzenie dość dziwne biorąc pod uwagę to , że koszula w drobna w kratę. Ale wg Mnie doskonale pasuje. Niestety nie mam możliwości zrobienia porządnych zdjęć. Zrobiłem je telefonem.Z efektu jestem zadowolony.


piątek, 24 września 2010

czarno - biało i szelkowo

Dziś do wczorajszego swojego wyczynu dodałem : białe szelki, no i koszula w spodnie;). Kiedyś tak się ubrałem, jednak strach przed odbiorem, nie pozwolił mi wyjść tak na miasto. Pracuje w centrum. Jednak tak się złożyło, że Rodzicielka przyjechała do miasta, a że jest niepowykręcana przez rwę kulszową, miała jakieś tobołki do zabrania z targu. Wyskoczyłem i musiałem przemierzyć ścisłe centrum miasta, czułem się w bardzo dziwnie w początkowej fazie wędrówki. Mam gdzieś w sobie mnóstwo kompleksów, cały czas nad tym pracuje. Od jakiegoś czasu wyzwalam swoje JA. Te eksperymenty z łaszkami, to między innymi jest tego część. Cały czas coś się we mnie budzi, i to mnie najbardziej przeraża. Po pierwsze: bo to coś poza moją kontrolą, po drugie - całkowicie nieznane. Ale jak to mówi klasyk: "Coco jumbo i do przodu". Dziękuję za wszystkie opinie, wszystkie mnie inspirują i bardzo mi pomaga, wszystkie bez wyjątku.

p.s.
Jest już po pracy, więc w te pędy ruszyłem pstryknąć fotę. Udało mi się to dzięki super statywowi, który kiedyś otrzymałem od Kalinosia. Dziwnie wyglądałem idąc z tym wszystkim, ale co tam;)


czwartek, 23 września 2010

czarno-biało

Od jakiegoś czasu, aż mnie nosi. Każdy wieczór, to przymiarki przed lustrem by wyglądać jakoś w pracy dnia następnego. Wczoraj wpadł mi do głowy pomysł, już kilkakrotnie powtarzany. Inspiracja był Ami James, chodź nie do końca. Brakuje białych szelek, które oczywiście też posiadam. Może z szelkami zaszaleje jutro, kto wie. Dziś odwiedziłem z rana obowiązkową pozycję, czyli Vislava i jakie było moje zaskoczenie, że też uderzył w czarno białe tonacje. Przy okazji dowiedziałem się, skąd bierze te swoje super fuzekle. Hurtownie z nimi, mam ok. 1km od chaty;)


 

wtorek, 21 września 2010

pomarańcza

Dziś druga odsłona mojego wyglądu. Przeglądając obowiązkowe pozycje, czyli Vislava i Mr.Vintage, postanowiłem przybrać pomarańczowe barwy. Zestaw, który mam na sobie, nie jest czymś zupełnie nowym. Kiedyś, dość dawno temu, byłem bardzo podobnie ubrany. Wg mnie ten kolor jest wyjątkowo radosny, poza tym, rzuca się chyba w oczy na tle obowiązujących szarości i brązów. W pełni oddaje moja wewnętrzna radość i wesołość. Wchodząc do Rysia do sklepu, usłyszałem :" ale masz śmieszny kolor sweterka" - miało to bardzo pozytywny ładunek emocjonalny. Udało mi się również spotkać H., jego komentarz - REWELACYJNIE WYGLĄDASZ. W całym stroju dominuje pomarańcz, jest bardzo fajny;)


 

 W moim życiu jest świetnie. Piotr jako, że poszukuje swojego powołania oznajmił: "zbiorę chłopaków i założymy zespół, będę śpiewał piosenki rockowe". Więc pytam, a jakie to są rockowe: " no takie co słucham na empetrójce", czyli KULT, Kazik, Ozzy Ozborne, Deep Purple, Kasia Nosowska. Metallica, Marylin Manson i wiele, wiele innych. W samochodzie - Eska Rock, więc mały obsłuchany. Oby tak dalej. Jest jeszcze jedna sprawa, która cieszy mnie ogromnie. EmKa jak i Rodzicielka, coraz częściej odzywają się do siebie. Jest to ogromny postęp. Oczywiście nie padają sobie 3w ramiona ( na to nie liczę) jednak zdarza się im przeprowadzić krótka rozmowę.

czwartek, 16 września 2010

mój pierwszy raz

Wczoraj była środa, więc terapia indywidualna. Powiedziałem o wszystkim co mi leży na sercu, absolutnie nie obawiając się oceny ze strony H. Pochyliliśmy się nad moim poczuciem wartości. Mam codziennie pięciu osobom ( mogą być mi całkowicie obce) przedstawić swoje mocne strony. Wczoraj troszkę nagiąłem zasady, ale udało mi się tego dokonać. Trudne, cholernie trudne. Postanowiłem pójść za ciosem. Od jakiegoś czasu, zacząłem przywiązywać wagę do swojego ubioru. Śmigam po lumpach jak stary i szukam czegoś fajnego. Choć, gdy posiadam "większą" gotówkę to decyduje się na wyprzedaże sklepowe. Niedawno zakupiłem granatową marynarkę i zostałem oficjalnie przyjęty do "klubu granatowej marynarki" przez Vislava. To właśnie Vislav zainspirował mnie do przełamania i powiedzenia : fajnie się ubieram i lubię dobrze wyglądać. Przedstawię więc Wam swoją dzisiejszą kreację.
  
  
 

No więc w tym właśnie stroju byłem dziś w pracy. Ogólnie jestem zadowolony. Zadanie na dzień dzisiejszy wypełniłem. Co prawda dokonałem " malutkiej" manipulacji, ale obiecuje coś komus dzis powiedzieć dobrego na swój temat.

p.s.
zapomniałem o NAJWAŻNIEJSZYM. Ta moja dzisiejsza prezentacja nie byłaby możliwa,  gdyby nie EmKa. to właśnie ona stała po drogiej stronie aparatu. Gdy to pisze, post jest już opublikowany. Fajnie się z tym czuje.

środa, 15 września 2010

szczęście??? owoc pracy???

Mam niebywałe szczęście. Pomimo początkowego zaniedbywania terapii - wynikało to z braku wiedzy - nadal jestem : "czysty i wyciszony" dodatkowo "przez lata zdrowienia". To krótkie zdanie noszę na breloku otrzymanym w kolejna rocznicę wkroczenia na drogę ku trzeźwości. Jestem bardzo dumny z tego powodu. Wczoraj wysłałem kolejnego sms-a do kolegi, który też jest uzależniony. Martwiłem się o Niego, tym bardziej , że jest na początku drogi. Okazało się, że słusznie. " Z piciem sobie radzę, z narkotykami - NIE" - taka była odpowiedź. To kolejny z kręgu znajomych, który wrócił do czynnego nałogu. Właściwie to trzeci. Pierwszego chciałem nosić na plecach i pomagać we wszystkim - porażka, drugiemu pomagałem również, ale już w bardziej dojrzały sposób. Nie było brania odpowiedzialności za Niego. Trzeci - cóż, taka jest choroba. Cała trójka bardzo chciała, jednak gdzieś zdarzyło się popełnić błąd, zrobić bądź ,pominąć co niezwykle znaczącego. Każdy z nich wiedział, że może liczyć na wsparcie z mojej strony, pomoc. Nie skorzystali. Jestem "odrobinkę" zły na ostatniego. Zaproponowałem mu, żeby przyszedł do Fundacji porozmawiać- nie ma czasu, wyjeżdża. Był murowanym kandydatem do tego, byśmy we dwoje pociągnęli grupę NA w Gnieźnie. Na chwile obecna choroba zwyciężyła. Pojawiło się jednak światełko w tunelu - pojawił się kolejny młody człowiek, który chce coś robić ze swoim życiem. Nie mam już żadnych oczekiwań wobec niego, cieszy jednak fakt, że trafiają nowi ludzie i szukają pomocy. 

niedziela, 12 września 2010

Mogilno

Dziś był dzień nastawiony na aktywny wypoczynek. Całą biegającą ekipa z Fundacji wybraliśmy się na dyszkę do Mogilna. Pogoda niby wymarzona, bo cieplutko, ale na trasie szło zdechnąć. Całe szczęście, że za kompana wziąłem sobie Pięknego Marcina. Do 8 km kilometra gadka kleiła się i to bardzo. Potem nastała cisza. Próbowaliśmy reanimować sobie ten sielankowy nastrój, dobiegając do trzy osobowej grupy ( z przewagą płci przeciwnej), ale towarzystwo było jeszcze bardziej zajechane od nas. Próba rozmowy spełzła na niczym. Nasza wystawiona drużyna ( 5 najlepszych osób) zajęła dziewiąte miejsce. Nie byliśmy ostatni, ba nie byliśmy przedostatni. Za nami amatorami była dwa zespoły. Czas jak czas. Najważniejsze było jednak to, że nie zakatowałem organizmu. Wraz z Marcinem reprezentujemy wyjątkowo wysoki poziom sportowy, więc stanowiliśmy dla siebie wymarzonych kompanów. Śmiechów i chichów nie było końca - właściwie to był 8km;). Jestem bardzo zadowolony, że wystartowałem. Czas też jest do zaakceptowanie, zresztą nie o to chodzi. Liczy się zabawa. Każdy z uczestników otrzymał pamiątkowy medal.

Podsumowując: bardzo fajnie i miło spędzona niedziela.

p.s.
W sobotę będzie czad - 21km w rodzinnym Gnieźnie

sobota, 11 września 2010

grzybobranie

Wczoraj podjąłem decyzję, że dziś z rana jadę na grzyby. Jadę w miejsce gdzie jeździliśmy z ojcem. Nastawiłem budzik na 5:30, EmKa gdyby wstała miała jechać ze mną. Gdy zadzwonił telefon, zerwałem się, szybka kawa i w drogę. Do pokonania jakieś 35kmała drogę taka mgła, że makabra. Nie wiedziałem nawet czy skręcę we właściwą drogę. Dałem radę. o 6:40 byłem już w znajomym lesie. Widok, który ukazał się moim oczom był cudowny. Wstające słońce, rosa, pajęczyny na kwiatach, śpiew żurawi - tak, tak nie mylę się. Od razu pojawił się "malutki" wyrzut sumienia, że nie zabrałem aparatu. Jadę we wtorek, wezmę-zrobię sesyjkę obiecuje. Las w którym byłem jest bajkowy, brak krzaków, jeżyn i innego ustrojstwa. Bardzo gruba warstwa mchu, powoduje, że ma się uczucie chodzenia po czym bardzo miękkim i wręcz falującym. Podczas grzybobrania, byłem wyłączony, całkowicie gdzieś na innej planecie - łapałem się na tym ,że nie myślę o niczym. Cieszę się, że jest mi dane doświadczać właśnie takich uczuć: spokój, nadzieja, radość, wdzięczność samemu sobie za lata abstynencji. Wszystko to właśnie dzięki temu. Ogólnie od jakiegoś czasu trwa u mnie bardzo dobra passa. Obym nie zapeszył. 

środa, 8 września 2010

niebieska marynarka

Wczoraj był wtorek, wiec obchód lumpków. W sumie, to tak się złożyło, że trafiłem tylko do jednego. Ale opłacało się. Trafiłem granatową marynarką. Ja skrojona na mnie, idealna. Dokładnie to czego tak z uporem szukałem. Od razu po zakupie, zadzwoniłem podniecony do EmKi. Jak ja się cieszę. Po kilku miesiącach, wreszcie udało mi się zrealizować swój zamysł. Inspiracją był oczywiście nieoceniony Mr.Vintage i jego wpis o granatowej marynarce z 27 maja 2010r. Nawet koszulinę mam bardzo podobną, jednak spodnie w odcieniu zielonego. Ogólnie bardzo mi się podoba. Inaczej bardzo, bardzo. Niestety zdjęcie, które chciałem zrobić telefonem nie wyszło;(. Dla ogólnego poglądu pozwolę sobie posiłkować się Mr.Vitage. Nie będzie miał chyba nic przeciwko.

 Tu mały model Piotr - zdjęcie robione telefonem w przedszkolu
 Tu ja granatomarynarkowy - niestety za wiele szczegółów nie ma. Zdjęcie robił mój Piotr telefonem.

saga

W poniedziałek podczas zabawy z Piotrem, opowiedziałem Mu , że R2D2 potrafi w sobie mieć miecz świetlny i potrafi uratować Luke'a Skywalkera. No i się porobiło: że jak , dlaczego, kiedy i w ogóle. Nie pozostał mi nic innego jak tylko poszukać Kierownikowe Star Warsy i włączyć Powrót Jedi. Jest tam scena gdzie Jabba chce wrzucić do Sarlacca Luke'a i Hana Solo. I w tejże chwili mały, dzielny R2 pomaga. Piotr zachwycony możliwością obejrzenia tego fragmentu, gdyż nigdy nie widział Powrotu. Przesunąłem później na scenę finałową i się porobiło. Piotr już mało wiele ogarnia kto z kim, dlaczego. Obserwowała to wszystko EmKa. Po położeniu Piotra spać wyszła z propozycją: słuchaj masz wszystkie części Gwiezdnych Wojen???? Jeśli tam to może byśmy wspólnie obejrzeli, żebym się orientowała, bo tak wiecie wszystko i w ogóle. Mówię Tobie EmKa - OGROMNY SZACUN  za ta decyzję. Od poniedziałku zaczęliśmy oglądać. W trakcie pojawiają się z Jej strony pytania, na które staram się w miarę posiadanej wiedzy odpowiadać.  Ogląda dzielnie, dopytuje się. Ogólna zajebioza. Oglądamy wersję z napisami, gdyż miałem kiedyś z dubbingiem - o zgrozo!!!!. Nie szło tego przetrawić. Sądzę, że zmaram taka choćby z lektorem, by Piotr mógł ze mną to wspólnie obejrzeć.Dziś kontynuacja. Czas na Zemstę Sithów. Wiele się wyjaśni, muszę tylko zgłębić swoja wiedzę na temat Sithów, skąd się wzięli,i tym podobne.

niedziela, 5 września 2010

jedzenie

Właśnie pozmywałem po obiedzie. Nie miałem w ogóle pomysłu, co mam dziś ugotować. Ogólny zarys był, jest i będzie - pyry !!!! Jednak co do tego???. Nie miałem nic przygotowanego. Wybór padł na schabowszczaka. Wyjąłem go z lodówki, od razu jak tylko EmKa poszła tyrać do Biedronki. Ubrałem ziemniaki, wyjąłem jajko, sięgnąłem po tarta bułkę i tu mina. BRAK. Nie miałem najmniejszego zamiaru iść do sklepu. Przeryłem dosłownie wszystko i nie znalazłem ani grama tartej bułki. Trafiłem jednak na paczkę chipsów paprykowych. w tym momencie wybór panierki był już prosty. Jako dodatek moje ulubione kiszone ogórki i mleko do popicia i obiadek jak ta lala. Uwielbiam gotować, jest jednak jedna rzecz, która bardzo mi przeszkadza. Dania przygotowane przez mnie, są bardzo smaczne - co słyszałem wielokrotnie - jednak ich estetyka podania, jest koszmarna. Wyglądają jak z baru mlecznego - takie skojarzenie mi przyszło do głowy. Prawda, że cudo;)))?? W razie "W" mam robotę w mlecznym - bankowo.  

Wczoraj byłem z matka i Piotrem w lesie. Teoretycznie na grzybach. Znalazłem może z 6-7 czarnych łepków. Zabrałem ze sobą pojemniczek i zebraliśmy jeżyn. Jak jeżyny, bądź maliny wiadomo - domowy deserek. Bomba kaloryczna. Słodycz do kwadratu, na granicy tolerancji przez organizm. Kto jadł to wiem. Jest coś w tym uzależniającego. Pomimo słodkości praktycznie niezmierzalnej, chce się to wcinać. Przepis wyjątkowo prosty: 


                                                      1 szklanka owocu leśnego ( jeżyny, maliny, jagody)
                                                      1 szklanka cukru
                                                      1 jajko
                                                      listki mięty, troszkę owocu do przybrania

Owoc i cukier traktujemy blenderem, albo jakąś inną siekaczką;). Gdy to wszystko posiekamy na drobiazgi, dodajemy białko z jednego białka i przystępujemy do miksowania. Po jakiejś chwili zaczyna nam się to ubijać na coś pysznie puszystego. Z żółtka robimy kogel-mogel. Masę wlewamy do salaterek, dekorujemy koglem, owocami, miętą i podajemy. Całe szczęście, że użyłem tych owoców, ograniczyły słodycz.

Tytuł posta był roboczo - rozmyślania. Jednak zmieniłem go. W minionym tygodniu bardzo odważnie, jak dla mnie zacząłem się ubierać. W piątek moja kreacja, wywołała szok i zamieszanie. Wzorowałem się na Amim z Miami Ink. Wyszło chyba nieźle. Byłem pełen obaw jak zostanę przyjęty, jednak odbiór był bardzo dobry. W tym miejscu chciałem umieścić fotkę, ale na razie się nie odważę na to;). Następny raz - może.