poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Czas na zmiany

Rano zapewne odbiorę Piotra od Angeli z roboty. "JUŻ MNIE NIE LUBISZ" spędzi cały dzień ze mną w pracy - tak myślę. Nie wiadomo, co przyniesie jutro. Wiem na pewno, że czeka mnie spotkanie z Darkiem w sprawie mieszkania. Jest na bank do wynajęcia. Szczerze liczę na małe fory w negocjacjach - w końcu "kolo" z branży;). Jestem pełen obaw. Najbardziej boje się tęsknoty za domem, gdzie się wychowałem i dorastałem. Z drugiej strony trzeźwienie, to nieustanna praca nad sobą i próba zerwania, bądź chociażby rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Pamiętam jak na pierwszych grupach Z. mówił o więzach z przeszłością. Wtedy wydawało się, że to związek z Angelą. Po weekendowych przemyśleniach dochodzę do wniosku, że również a może przede wszystkim to dom rodzinny. To TU wyrządziłem najwięcej krzywd, to tu piłem, ćpałem i wyczyniałem rzeczy, od których włos sie na głowie jeży. Pora z tym zerwać. Będzie ciężko psychicznie i finansowo. Dam radę, bo wyjścia za bardzo nie ma. Znając Dobrodziejkę nie ustąpi, ani ja ani Ona. Do wszystkiego trzeba dojrzeć.

Dzięki EmCe wpadłem w zakupowy szał. Kupiłem sobie super ciuchy, w których o dziwo sam się sobie podobam. Wszystko po całkowitej taniości. Do tego pani znajoma fryzjerka, wycięła mi na głowie jakieś cudo młodzieżowe. Chciała nawet irokeza strzelić, ale ja mam już 33 lata, więc nie wypada;)))).

W myśl zasady: "dobra wyprzedaż nie jest zła" dziś znowu chciałem sobie jakaś koszulinkę kupić. Miałem jednak żelazna zasadę , że nie może kosztować więcej niż 24 zyla. Niestety były extra, ale po 32-35zł. Poczekam. jestem cierpliwy.

Nadal biegam!!!!!! Zacząłem również w dniu dzisiejszym stosować zestaw ćwiczeń o nazwie 8 Abs ( na mięśnie brzucha ). Nie wiem jak długo dam radę to stosować. Te osiem minut jest gorsze niż dwie godzinki biegu. Rano 4:30 pobudka,mp3 na uszy - właśnie szykuje sobie extra czad - 8km trza walnąć. Potem 8 Abs , szybka kąpiel,po Blondaska i do roboty.



sobota, 29 sierpnia 2009

wyprowadzka

Spędziłem z EmKą dzień tak cudowny, że aż graniczący ze snem. Nic nie zapowiadało nadciągającej burzy. Po koncercie Kombi wróciliśmy do mnie do domu, aby pooglądać jeszcze raz łaszki zakupione w Poznaniu. Nagle pojawiła się Pani Matka Dobrodziejka ze słowami, że EmKa natychmiast opuścić Jej mieszkanie i takie inne same mądrości. Prosiłem aby tego nie robiła, ale Mamuśka swoje. Podjąłem więc decyzję. Wyprowadzam się jak najszybciej. Gdziekolwiek. Byle dalej od Niej. Chce być sama, to będzie. Nie będę Jej tego utrudniał. Jak znajdę jakąś metę to spadam już w poniedziałek. Jakbym był sam to bez problemu, jednak jest Piotr. Ale po 8 września jakaś dzielna Pani Psycholożka podejmie decyzję mającą tylko i wyłącznie na celu dobro dziecka. Pożyjemy, zobaczymy. Na usta się ciśnie niezapomniane TURBO:

"Jaki był ten dzień, Co darował co wziął
Czy mnie wyniósł pod niebo, czy zrzucił na dno
Jaki był ten dzień, czy coś zmienił czy nie
Czy był tylko nadzieją na dobre i złe ..."


Właśnie EmKa na GG spytała jaki nastrój. Odpowiadam: ZŁY, ale ogólnie dzień cudowny, z gatunku tych niezapomnianych. Dziękuje EmKa za wspaniały taniec na koncercie.


P.S, dzień zmienił bardzo dużo , na lepsze.

środa, 26 sierpnia 2009

Awizo

Stało się. Gdy wszedłem do domu zobaczyłem na stole awizo. Ten druk jest oznaką zbliżających się kłopotów i nerwów. Do tej pory zawsze gdy znajdował się u mnie oznaczał :
  1. rozprawę w Sądzie
  2. wezwanie na jakieś badania - też Sąd
  3. wezwanie na Policję

Do godziny 18, czyli tej wyznaczonej po której mogłem odebrać ten list, niesamowite nerwy i rozmyślania. Zawsze tak mam./ Poszedłem na pocztę o wspomnianej 18. Miałem rację. Było to wezwanie na badania do RODK - 8 września na 9.00. Pojadę z Piotrem. Jak ja się boję. Po tych badaniach i opinii Sąd zadecyduje, gdzie Piotr będzie mieszkał. Ile to ja mam wątpliwości i rozterek z tym związanych. Jednak nie pozostaje nic , jak tylko zastosować i powtarzać sobie modlitwę o Pogodę Ducha:


Boże,użycz mi pogody ducha,

abym godził się z tym,czego nie mogę zmienić.

Odwagi, abym zmieniał to,co mogę zmienić.

I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Są sytuacje , w których to właśnie dzięki tym słowom daje sobie jeszcze radę.


Dane mi jeszcze było spędzić cudowny dzień w towarzystwie EmKi. Po raz kolejny namówiła mnie na wycieczkę po sklepach i szukanie wyprzedaży. Bardzo mi się to spodobało. Upolowałem świetna koszulę i cudny pomarańczowy sweterek.

P.S
nadal biegam!!!!

wtorek, 25 sierpnia 2009

quid sit futurum cras, fuge quaerere


I po wszystkiemu. EmKa wczoraj w późnych godzinach wieczornych podjęła decyzję. Będziemy razem. Właściwie to inaczej - możemy spróbować po raz kolejny. Jak ja się cieszę. Ze swej strony obiecałem, że zrobię wszystko by się udało. Padliśmy sobie mocno w ramiona i postanowiliśmy iść razem przez życie. Pierwszym wspólnym założenie, jest zamieszkanie "...gdzieś u ludzi....".


zdjęcie z 2007r. miejmy nadzieję ze uda Nam się być znów tak szczęśliwymi

Tyle pracy przed Nami. Sporo musimy pozmieniać, również w sobie. Ja przez ten tydzień zrobiłem gruntowny i odważny obrachunek moralny. Wiem jakie błędy popełniłem, myślę również, że wiem jak ich unikać. EmKa również ma świadomość co do nich. To bardzo dobrze rokuje na przyszłość , ale nie ma się co podpalać. Najważniejsze, że mamy jasność co do swojej przyszłości. Teraz nie pozostaje nic innego, jak tylko zatracić się w byciu ze sobą i żyć chwilą obecną.



poniedziałek, 24 sierpnia 2009

...wszystko, to co mam....



Oj działo się wczoraj. Dzień zaczął się z niespodziankami. Pierwsza, zwiastująca zbliżające sie kataklizmy miała miejsce już o 7.53. Pojechałem po Z. , gdyż mieliśmy się udać do Smogorzewca na bieg "For the Beatles". Na miejscu okazało się, że nie jedziemy moim samochodem, tylko z Wojtkiem. Z. zmienił całkowicie plan wyjazdu. I tradycyjnie wszystko się delikatnie mówiąc powywracało. Zgubiliśmy się na trasie, przyjechaliśmy po 11 na miejsce - bieg o 12. Szkoda gadać. Po raz kolejny było inaczej niż miało być. Bieg bardzo fajny, taki lajcik. O coś takiego właśnie mi chodziło. Typowe rozbieganie po lesie. Podczas tego biegu pojawiały mi sie w głowie, różne, różniste spostrzeżenia. Wszystko skupiało się wokół jednej osoby. Po skończonym biegu , pyszny dwudaniowy obiadek. Po wszystkim okazało się, że medale,dyplomy i fantastyczna książka rozdawane będą dopiero o 16. Wypadało zostać. Powrót do domu w dość dobrym nastroju . Jednak spodziewałem się reakcji Pani Matki Dobrodziejki, na tak późny powrót. Oj miałem przeczucie. Rodzicielka wpadła w szał. Dosłownie. Więc po kolei:
  1. specjalnie przyjechałem tak późno
  2. nie będzie się już moim dzieckiem zajmować, bo jest moje a nie Jej
  3. mam się wyprowadzić
i tradycyjnie jeszcze kilka obraźliwych słów i określeń. Więc dziś Piotr jest ze mną w pracy od rana. Prawda jest taka, że robi ogromna furorę. Tu w pracy oczywiście.

Dziś EmKa ma podjąć chyba jedną z ważniejszych decyzji w dorosłym życiu. Jestem bardzo ciekaw Jej wyboru. Tytuł posta nawiązuje do utworu grupy Ziyo. Ileż w tej piosence uczucia. Taki się jakiś zrobiłem strasznie uczuciowy i jakiś taki uduchowiony. Zacząłem słuchać takich utworów.

"Magiczne słowa są
Właśnie po to żeby uciec stąd
Gdzie jak najdalej stąd
Ja tajemnicę znam
I tylko Tobie, tylko Tobie dam
Wszystko to co mam"
.

Zacząłem rozglądać się za mieszkaniem. Będzie ciężko, ale co tam. Dam Radę. Mam nadzieję, że wspólnie z Moją Ukochaną.

"A gdy się zejdą, raz i drugi,
kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością,
bardzo się męczą, męczą przez czas długi,
co zrobić, co zrobić z tą miłością? "

Ja już wiem co zrobić z Tą MIŁOŚCIĄ. I PRAGNĘ OFIAROWAĆ "... wszystko, to co mam..."




niedziela, 23 sierpnia 2009

Czapla i żuraw

Ich koncert mnie OPĘTAŁ. To coś niewyrażalnego...... Chłopaki dają czadu, kawałek rozpoczynający koncert "Knights Of Cydonia" jest niczym cios Mike'a Tysona. Miażdży, powala, niszczy. Jednak moim faworytem jest "Map Of The Problematique". Nie wiem co jest w tym ich koncercie. Już na zawsze te utwory bedą mi się kojarzyć z moimi zawirowaniami osobistymi. Chodzi oczywiście o zespół Muse

Dziś zgodnie z tym co sobie i Wam obiecałem kolejna cześć przygotowań biegowych. Coś koło 8km na tętnie 70-75%. Zgodnie z planem. W treningu uczestniczył oczywiście, mój osobisty
trener,masażysta, najwierniejszy kibic w jednej osobie, czyli sam ...JUŻ MNIE NIE LUBISZ?...Było oczywiście mnóstwo dziwnych pytań, płacz.
Ale najważniejsze, że się nam udało.

Z. dziś do mnie zadzwonił w jakiejś dziwnej sprawie. Okazało się , że miał kłopot aby dojechać do Skoków. Więc powiedziałem: Z. słuchaj, zapłacisz ze bene i z ochotą Ciebie zawiozę. Jak powiedział, tak sie stało. Pojechaliśmy, było extra, jednak czegoś brakowało. I tu w tym miejscu muszę się podzielić pewna ciekawostką. Z. nigdy nie przestanie mnie chyba zaskakiwać. Zna moja sytuaucję, moje problemy i mówi:" co tu dużo gadać to, jak w bajce Żuraw i czapla. I zaczyna cytować z pamięci. Sprawdzałem, dokładnie tak Panie Z. - po raz kolejny dziękuje za trafne spostrzeżenie.

Jutro ciężka przeprawa , szybka dyszka w Smogorzewcu. Oj będzie się działo. Oby nie paść na twarz i z Z. wygrać;) Dawno juz nie zaznał smaku porażki ze mną. Oczywista złośliwość z mojej strony. Ale fajnie by było znów przybiec przed nim.

W poniedziałek mój własny Judgment Day..... Po nim będę pewnie nucił:

....Jaki był ten dzień, Co darował co wziął
Czy wyniósł mnie pod niebo, czy zrzucił na dno
Jaki był ten dzień, czy coś zmienił czy nie
Czy był tylko nadzieją na dobre i złe....

Zakochałem się już w III klasie technikum w tym kawałku zapomnianego już zespołu TURBO. Pożyjemy zobaczymy. Jutro, właściwie już dziś walka z dystansem i kolejnymi wyzwaniami rzuconymi przez los. Najważniejsze, ze właśnie minął kolejny trzeźwy dzień.


P.S. odnośnie MUSE - będę katował Z. przez całą drogę tym a mamy w sumie do przejechania 250km;) Wiem, że da radę.

piątek, 21 sierpnia 2009

22:42


.....EmKa.....


Endorfiny

Endorfiny – grupa hormonów peptydowych, wywołują doskonałe samopoczucie i zadowolenie z siebie oraz generalnie wywołują wszelkie inne stany euforyczne (tzw. hormony szczęścia). Tłumią odczuwanie drętwienia i bólu. Są endogennymi opioidami. - tyle Wikipedia.

Ale po kolei. Wczorajsze popołudnie nie wskazywało, że przeżyje cokolwiek pozytywnego. Kolejna awantura z Panią Matką Dobrodziejką. Kolejne wyzwiska, kolejne przykrości. Ale tego co miało nastąpić, się nie spodziewałem. Miałem umówione spotkanie z EmKą, żeby obgadać Nasze sprawy. Poszliśmy na spacer, podczas, którego po raz kolejny przedstawiłem co myślę o tym wszystkim. Było.... zajefajnie, nawet się do EmKi przytuliłem, zaproponowałem spotkanie wieczorem;). Po spacerku podczas którego Siwy doprowadzał mnie do obłędu, poszedłem do domciu cosik wszamać. Wrócił mi doskonały humor. Pojawiła się chęć biegania. O wpól dziesiątej postanowiłem wybiec. Znalazłem fajna powtarzalna trasę -1050m. Idealna do powtórzeń, szybka, asfaltowa. pierwsze dwa kółeczka niezłe, po 5min na kilometr. Zaznaczam, że biegałem po dłuuuugiej przerwie. Kolejne to już Mały Katorżnik. Na piątym myśl - walną sobie 7km, będzie git. Jednak po chwili refleksja - miałem trenować w czwartki 10km w tempie 80%. Nie poddaje się i biegnę dalej. I tu właśnie zaczęło się:

"... nie wątp, że wszechświat jest taki jaki być powinien...".

Wrócił stary sposób myślenia- pozytywny. Zacząłem widzieć wszystko znów w kolorach. Przebiegnięcie 10km w 40min ( taki plan kiedyś miałem ) , ułożenie sobie życia. Wszystko nagle stało się tak realne. Realizacja planu treningowego znów stała się priorytetem. Za 5,6 miesięcy będę gotowy. Pojawiła się radość z tego, że EmKa w ogólne chce ze mną rozmawiać. Urosła do niebotycznych rozmiarów - ta radość, gdy EmKa przekroczyła próg mego mieszkania. Ucałowałem Ją i podziękowałem za natchnienie do biegu. Należało się.

A dlaczego Endorfiny???
Runner's High -
fenomen stanu euforycznego, pojawiający się podczas biegu długodystansowego lub innej długotrwałej aktywności fizycznej, powodujący zwiększoną odporność na ból i zmęczenie( za Wikipedią )

Kiedyś nieoceniony Z. opowiadał o takim stanie z naukowego punktu widzenia. Wczoraj było mi dane go przeżyć. Życie pokazuje, że nie trzeba ćpać i pić by wprawić się , bądź przywrócić sobie dobre samopoczucie. Wystarczy odrobinka wysiłku fizycznego i mamy w pełni zdrowy i bezpieczny haj.

dziękuje wszystkim, którzy się przyczynili do mojego powrotu na trasę.

P.S.
Specjalne podziękowania dla Diablicy za niespodziewany, acz baaaardzo miły telefon.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Merytoryczna dyskusja


"Iluż mężczyzn nie umie inaczej poruszyć serca kobiety, jak tylko je raniąc." Stendhal


Ileż prawdy w tej krótkiej myśli. Stało się. Nastąpiło ostatecznie pożegnanie z Agnieszką. Poraniłem ją bardzo mocno. Ale lepiej, że teraz. Później byłoby tylko jeszcze mocniej i głębiej. Otrzymałem od niej maila, że będzie się modlić za to abym znalazł ta jedyna, właściwą - ot cała Agnieszka.
Wczoraj Pani Matka Dobrodziejka znów urządziła mi małe pole bitwy. Podjąłem walkę, ale nie dałem się ponieść emocjom. Doprowadziło ją to w pierwszym momencie do szału. Później wbrew przysłowiu im dalej w las tym mniej drzew było. Przerodziło się to nawet w bardzo merytoryczną rozmowę - rozmowę o mnie i moich uczuciach i zachowaniach. Choć Pani Matka też dostała chyba nieźle popalić. Pierwszy raz mi zwisało, czy będzie kazała mi się wyprowadzić. Żeby wytrącić jej ten argument z ręki, na początku poinformowałem ją, że jeśli zajdzie potrzeba to opuszczę Jej dom, że biorę to poważniej pod uwagę, że ma mnie nie straszyć. Przeżyła chyba lekki szok. Rozmowy z nieocenionym Z. dają jednak efekt. Co ja bym zrobił bez Niego. Dziękuje. Oczywiście przy dyskusji na ten temat pojawiła się sprawa EmKi. Tu z przykrością muszę zauważyć, że Rodzicielka - niestety miała w dużej części rację. Jak ja nienawidzę gdy ma rację. Chodzi o moje uczucie do EmKi. Stwierdziła
, że mogłem walczyć. A ja najzwyczajniej w świecie sobie odpuściłem. To fakt. Jednak refleksja przyszła, późno, bo późno, ale zawsze. Więc powiedziałem Szanownej Pani, że i tak zrobię co uważam za stosowne, bo ta ja kieruje swoim życie, a nie ona. I nie może tak być, że sprawuje nad wszystkim kontrolę. To ja wybieram swoją definicje szczęścia. Była lekko pod wrażeniem. Mówię bardzo delikatnie. Ani razu nie zdarzyło mi się podnieść głosu. Niech Z. będzie błogosławiony;).
Podczas tej właśnie rozmowy znów zdałem sobie sprawę jak pokaratowałem EmKę: psychicznie i emocjonalnie. Żeby nie zapomnieć co dzień widzę na GG opis:


ta noc zmieniła mnie,
byłam głupia,
teraz to wiem

To niestety o mnie w dużej części. Daje mi to nieźle popalić. Jedno małe niedopowiedzenie, jedna mała nadinterpretacja. I pozostaje rana trudna do zabliźnienia. Po tym wszystkim i tak cud, że rozmawia ze mną. jestem Jej bardzo wdzięczny. Znów nie spałem, nie biegałem. Ledwo żyje. Skoro się naważyło piwa to trzeba je wypić. I jeszcze ostania refleksja odnośnie Pana Stendhal'a - już dojrzałem do czegoś więcej.


środa, 19 sierpnia 2009

Niemoc

zmęczony, ale szczęśliwy ( obok Grzesiek )

"Prawdziwe szczęście jest rzeczą wysiłku, odwagi i pracy." - H.Balzac

Odkąd Z. zaraził mnie bieganiem stało się to moja pasja i celem samym w sobie. Jest to rzeczywiście bardzo dobry sposób odreagowania się.Opada całe napięcie. Całkowicie. Zdarzało mi się, że podczas dłuższego biegu wyłączałem się w 100%. Coś na kształt medytacji. Dopiero po przebiegnięciu jakiś 10km chwytałem się na tym, że o niczym nie myślałem przez ponad 50min. To piękne odczucie. Te wszystkie moje smutki, problemy i rozterki nagle odchodziły gdzieś bardzo daleko. Jednak po dwóch miesiącach bardzo intensywnego biegania, szlak trafił mi lewa stopę. I nagle wszystko zaczęło mnie drażnić. Brakowało jakiegoś czegoś. Powstała pustka, której nie dało się niczym zastąpić. Być może powiększało ją to, że po powrocie z biegu zawsze budziłem EmKę i Piotra. Tak los tym wszystkim pokierował, że ani EmKi ani biegów. I tu znów dobra radą posłużył się Z. Mianowicie namówił mnie, abym sobie odpuścił bieganie, na jakiś czas. Więc jak radził, tak zrobiłem. Nie biegałem praktycznie dwa miesiące. Cały mój misternie realizowany plan treningowy diabli wzięli. Dodatkowo pogmatwałem sobie życie rozpadem związku z EmKą i pójściem w jakieś miłostki. Ale miało być o bieganiu.W poniedziałek postanowiłem zmienić swoje życie,o czym pisałem w poprzednim poście. I postanowiłem znów biegać, cel ----> Maraton Poznań. Ale idzie jak po grudzie. I z bieganiem i z życiem. Nawet poprosiłem Anuche o poradę( sic!!!). Pobiegłem jeden raz jakieś 6-7km, oj było ciężko. Chwyciła mnie kolka, najpierw z lewej później z prawej strony. Po biegu mocne postanowienie poprawy i we wtorek - milion powodów, aby nie biec. Dziś to samo. Ale jeszcze do nocy masa czasu. Mam nadzieje, że dam radę. I z życiem i z bieganiem. Wiem, że będę musiał ponosi konsekwencje: i zaprzestania regularnego biegania i własnym głupich i nieprzemyślanych posunięć życiowych

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Narodziny

Podjąłem decyzje o pisaniu, z uwagi na kilka niezbyt miłych okoliczności, których to byłem przyczyną.... Odsprzedałem diabły duszę... to pierwszy wers jednej z moich ulubionych piosenek. Od jakiegoś czasu bawiłem się ludzkimi uczuciami, zwisało mi wszystko. Jednak, ktoś lub coś w końcu upomniało się o zapłatę. Pojawiły się dzisiejszej nocy wyrzuty sumienia. Wszystko miało doskonale mi znany schemat. Najpierw postacie, które skrzywdziłem. Zacznę od ostatniej: Agnieszka. Śliczna i niezwykle inteligentna kobieta. Tradycyjnie usidliłem, rozkochałem, a teraz zostawiam. Tydzień pobytu z nią wystarczył, aby dojść do wniosku, że nie tego szukałem. Niezwykłe jak na dzisiejsze czasu wyznawane przez NIĄ wartości, stoją w całkowitej sprzeczności z moim światopoglądem. Więc podjąłem decyzję - nie będę jej zmieniał, koniec z manipulowaniem ludźmi. Teraz pozostaje najgorsze - poinformowanie Jej o mojej decyzji. Będzie to bardzo dużym przeżyciem dla Niej. Bank, bankowo czeka mnie Jej walka o mnie. Sądzę, że będę zmuszony okazać się świnią, chamem i prostakiem, żeby odpuściła. Lepiej skrzywdzić ją teraz niż za jakiś czas - mocniej. Miała ogromne plany związane ze mną. Plany tak daleko wybiegające w przyszłość, że aż nierealne dla mnie.
Pozostaje tylko powiedzieć : PRZEPRASZAM.... To pierwsza z postaci, wobec której mam wyrzuty sumienia.

Wczoraj przełamałem się kolejny raz. Poprosiłem Z. o krótka rozmowę. Niby nic takiego, jednak bardzo dużo Mu zawdzięczam. Potrafi wszystko wytłumaczyć w tak prosty sposób, że ręce opadają. Moje poglądy były w dużej mierze zgodne z tym, co mówił. Życie pokazuje, że udało mi się tylko uporać z I Krokiem. W kwietniu, gdy przy pomocy Z. pracowałem na IV sądziłem, że wiem, o co w tym wszystkim biega. Jednak rzeczywistość okazała się brutalna. Lekcja pokory, która otrzymałem w nocy przedwczoraj była jak najbardziej konieczna - bolesna, ale konieczna. Czy to tak wiele, przystanąć, odpuścić na chwilę i się zastanowić na sensem IV kroku???

"Dokonaliśmy gruntownego i odważnego obrachunku moralnego.
"

Taka spowiedź przed samym sobą pozwala spojrzeć wstecz i określić czy coś ze sobą robię, czy tylko ŚCIEMNIAM. Pomimo głośnych deklaracji nastawiony byłem tylko i wyłącznie na konsumpcje. A tak nie można. Po raz kolejny postanawiam wziąć się za siebie i nie krzywdzić kobiet i przestać traktować je ja zabawki. Te wszystkie przemyślenia spowodowały te właśnie tytułowe Narodziny. Czas pokaże czy to mocne postanowienie poprawy, czy kolejna manipulacja. Potrzebowałem przelać swoje przemyślenia na coś trwałego. Wiem, że to wszystko bez ładu i składu, piszę bardzo chaotycznie, ale tyle myśli na raz.