środa, 15 września 2010

szczęście??? owoc pracy???

Mam niebywałe szczęście. Pomimo początkowego zaniedbywania terapii - wynikało to z braku wiedzy - nadal jestem : "czysty i wyciszony" dodatkowo "przez lata zdrowienia". To krótkie zdanie noszę na breloku otrzymanym w kolejna rocznicę wkroczenia na drogę ku trzeźwości. Jestem bardzo dumny z tego powodu. Wczoraj wysłałem kolejnego sms-a do kolegi, który też jest uzależniony. Martwiłem się o Niego, tym bardziej , że jest na początku drogi. Okazało się, że słusznie. " Z piciem sobie radzę, z narkotykami - NIE" - taka była odpowiedź. To kolejny z kręgu znajomych, który wrócił do czynnego nałogu. Właściwie to trzeci. Pierwszego chciałem nosić na plecach i pomagać we wszystkim - porażka, drugiemu pomagałem również, ale już w bardziej dojrzały sposób. Nie było brania odpowiedzialności za Niego. Trzeci - cóż, taka jest choroba. Cała trójka bardzo chciała, jednak gdzieś zdarzyło się popełnić błąd, zrobić bądź ,pominąć co niezwykle znaczącego. Każdy z nich wiedział, że może liczyć na wsparcie z mojej strony, pomoc. Nie skorzystali. Jestem "odrobinkę" zły na ostatniego. Zaproponowałem mu, żeby przyszedł do Fundacji porozmawiać- nie ma czasu, wyjeżdża. Był murowanym kandydatem do tego, byśmy we dwoje pociągnęli grupę NA w Gnieźnie. Na chwile obecna choroba zwyciężyła. Pojawiło się jednak światełko w tunelu - pojawił się kolejny młody człowiek, który chce coś robić ze swoim życiem. Nie mam już żadnych oczekiwań wobec niego, cieszy jednak fakt, że trafiają nowi ludzie i szukają pomocy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz