środa, 20 stycznia 2010

zapiekanka

Dzisiejszy dzień nie należał do najłatwiejszych. Kolejna beznadziejna pod względem spania nocka nie była dobrym prorokiem. o 7 coś z groszami otrzymałem telefon od znajomego urzędnika UM w Gnieźnie. Późniejsze konsekwencje tej rozmowy doprowadziły mnie wręcz do białej gorączki. Pan Ładny z UM powołał się na naszą półprywatną rozmowę i wykorzystał ją do jakiś swoich gierek i przepychanek. Wykonałem telefon do niego i powiedziałem co o nim myślę. Pomimo ogromnej różnicy wieku i zajmowanego stanowiska, powiedziałem mu prostymi słowami co myślę o takim postępowaniu. Emocje zeszły ze mnie natychmiast. Ale nie o tym miało być.

Wytyczyłem sobie trasę po "moim" kochanym Tajwanie i tak ją sobie "rypię" co wieczór. Miałem fajny pomysł, żeby wykonać zacne fotki, a wyszło jak zwykle, czyli nijak.

Jak powszechnie wiadomo, każdy bieg zaczyna się od startu.


Tak to wygląda ze schodów, tuż za progiem mieszkanka. Do miejsca rzeczywistego starty udaje się każdorazowo z 30m prosto i w lewo, czyli koło Karola. Mam przed sobą prostą liczącą ciut ponad 250m, czyli Grunwaldzka.


W ten sposób dobiegam do miejsca swoich urodzin i swojego podwórka.


Kolejne metry przede mną. Tym razem Armii Krajowej i wg targeo coś ponad 340m. W połowie drogi nasz spożywczak zwany Tomczakiem

i tuż za nim "nasz park"

Za nim trafiany na kultowy lokal - niestety już nieistniejący - o dumnej nazwie ANIOŁY (zdjęcie nie wyszło). Pozostaje do przebiegnięcia jeszcze z 5om i zakręt o 90stopni w lewo. Tuż koło mieszkanka Jarka W. Tym sposobem jestem na 17 DP(ponad 240m), którą to wraz z rodzinką zamieszkuje Pani Hendryka(zamierzony błąd).


To znak, że zostało mi jeszcze coś koło 30-40m do kolejnego zakresu o 90 stopni i wbiegnięcia na Wesołą. Na tej ulicy znajduje się zajezdnia MPK, której to jeden z budynków zdobi zegar elektroniczny z termometrem.

Widok MPK to znak, że zostało już mi naprawdę niewiele do końca z tych 210m Wesołej. Tym sposobem pokonałem dziś swoją trasę mającą wg targeo 1050m. Założeniem na dziś było 5-7 razy tą trasę "rypnąć". Na 4 kółeczku wreszcie złapałem odpowiedni rytm i oddech. Trening zaczyna przynosić rezultaty. Pojawiła się przez moment myśl, że może tak dyszkę. Ale nie, nie. Lidia obiecała zapiekankę makaronowa, a ja obiecałem przybiec max. 15 po ósmej. Co uczyniłem. A zapiekanka, palce lizać. Pozostał mi smutny obowiązek umycia naczynia żaroodpornego.


p.s.
A zdjęcia jednak mi się podobają. Mają tą amatorską nieudolność w sobie.

2 komentarze:

  1. jaka Lidia? a EmKa to kto?

    OdpowiedzUsuń
  2. Lidka i EmKa to ta sama Kobieta. EmKa to skrót powstały od mojego wpisu w telefonie Em (Moje) Ka (Kochanie);)

    OdpowiedzUsuń