Cały weekend bylem na warsztatach poświęconych pierwszemu krokowi AA. Zaczęło się bardzo źle. Otóż kolega z którym miałem jechać, nie dotrzymał słowa i wystawił mnie do wiatru. Byłem strasznie zły na siebie, że tego nie przewidziałem, choć podejrzenia były, że może się tak właśnie stać. Dotarłem do Kamienicy o 21.30 zamiast o 17. Wściekły, zły sam na siebie( koledze wspaniałomyślnie odpuściłem), usiadłem w kręgu przy ognisku. Uspokajająco wpłynęła na mnie obecność znajomych twarzy. Chwila wyjaśnień odnośnie spóźnienia, miła rozmowa, przywitanie się - Misiaczki i już mi się podobało.
Warunki - wczesna Sparta!!!. Od razu zostałem zakwalifikowany do domku PLAYBOY. Łóżka piętrowe, metalowe, sama rozkosz. W domku nic oprócz wspomnianych wyrek;). Jak dla mnie bomba. Uwielbiam coś takiego. Ekipa zamieszkująca ten cud sztuki budowlanej - rewelka, najlepsza z możliwych.
Poranek rozpoczęliśmy od biegu. Wystawiliśmy silna ekipę, więc po kolei: Heniek( środek), Andrzej(lewy), Tomek(prawy), Marcin (jedyny, który dorównywał mi poziomem - ostatni na zdjęciu), no i ja( niewidoczny).
Cała trójka wyrwała do przodu, a my we dwójkę w związku z tym, "że to nie były zawody", powolutku do celu. Po jakiś 4km, zgodnie stwierdziliśmy ze wracamy, więc śmignęliśmy max. 8km. Byliśmy bardzo dumni, ze swego wyniku tym bardziej, że ostatni raz biegaliśmy na biegu w Gnieźnie. Po biegu kąpiel i wspaniałe jedzonko przygotowywane przez nieocenioną Agnieszkę. Jestem bardzo zadowolony z tych warsztatów. Były zupełnie inne od tych lutowych. Więcej czasu było na rozmowy takie indywidualne, na relaks i wypoczynek. Tradycyjnie obsada tych spotkań jest co najmniej wspaniała. Zajęcia były skierowane dla osób uzależnionych, jak i współuzależnionych. Szczególnie ta druga grupa osób w moim przypadku, była bardzo przydatna. Dała mi możliwość skonfrontowania się z odczuciami tej drugiej strony, bardzo mocno i często krzywdzonej.
Bardzo pomogła mi jedna z rozmów z Lu, dzięki to której uświadomiłem sobie, że mam prawo być zły na kolegę, że to całkowicie normalne ( moja złość wobec niego).
Ogólnie to celem całkowicie niezamierzonym, ale samym w sobie były sobotnie zajęcia: praca nad bezsilnością wobec uzależnienia i brak kierowania własnym życiem. Pojechałem się tam zrelaksować i pobyć w miłym towarzystwie, jednak wszystko co zaszło na tym spotkaniu , przekroczyło moje najśmielsze przypuszczenia. Szczególnie miło wspominam rozmowy z Marcinem, z którym to znaleźliśmy wspólny język i dodatkowo prezentowaliśmy "odpowiednio wysoki" poziom sportowy, jeśli chodzi o bieganie. Wymieniliśmy się telefonami i mam zamiar podtrzymywać ta znajomość i ja również rozwijać. Z niecierpliwością czekam na kolejne spotkanie w tym samym, choć niekoniecznie gronie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz