Jakieś 40-45 minut temu miało miejsce zdarzenie, którego konsekwencję mogłem ponosić do końca życia. Jadąc do pracy mijałem po swojej lewej stronie przystanek autobusowy i autobus z ludźmi do Posti i z nocek . Chodniki nieoświetlone, ludziska zaspane, reakcje opóźnione, niebo zachmurzone - takie na deszcz. Gdy dojeżdżałem do końca autobusu, nagle pojawiła się Pani, tuż przed maską mojej żaby. Nie wiem jak to zrobiłem, ale zrobiłem. Nie trafiłem tej babki. Ona nawet się nie zatrzymując powędrowała sobie dalej. Jakie szczęście, że się nic nie stało. Pani dala dowód na śmiałą tezę, że okolice przejść dla pieszych, same przejścia i okolice przystanków zwalniają ludzi z myślenia. Nie wiem czy to szczęście, czy coś innego. W każdym bądź razie, jeżdżę wyjątkowo ostrożnie i zgodnie z przepisami. W niektórych kręgach nawet sobie jaja ze mnie robią, że JAK TAK MOŻNA JEŹDZIĆ. To dzisiejsze zdarzenie uświadomiło mi to, że sposób jazdy jest jak najbardziej prawidłowy. Moja prędkość w chwili zdarzenia, to było coś koło 40km/h. Nic by mi to nie dało, jakbym trafił Panią zza autobusu. Od razu jak zajechałem do pracy, wyciągnąłem dzienniczek uczuć. Szybka ściąga z uczuć ( bo nie znam) i oto co wpisałem:
- przerażenie - gdy Pani wyszła zza autobusu
- ulga i spokój - gdy nie pojawiły się żadne namacalne konsekwencje
- ulga - gdy uświadomiłem sobie, że jeżdżę zgodnie z przepisami
To wszystko co dziś się wydarzyło w jakiś sposób, dopinguje mnie jeszcze bardziej do ostrożniejszej jazdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz