piątek, 10 grudnia 2010

czerep

W dniu wczorajszym operacja z obrazka, byłaby chyba najlepszym wyjściem. Ból jaki mi wczoraj towarzyszył prawie przez cały dzień ( do ok. 18, i później od 22) był masakryczny. Jestem już częściowo przyzwyczajony- o ile można się do tego przyzwyczaić- do bólu głowy, ale wczoraj to był o przegięcie. Kopuła myślałem, że mi się podniesie. Dodatkową atrakcją była moja blond trajkota. Nakręcony jednak przez babcie, wczoraj postanowił się mną opiekować, sam zrobił mi łóżko, ułożył podusie, oddał snów bentenowy kocyk. Zajął się sobą prze 20 minut na tyle skutecznie, że udało mi się zasnąć na kilkanaście minut. A potem była już norma - tratatatatata - tak do 21. Mieliśmy całe popołudnie dla siebie, zgodnie z umową. Popędziliśmy do naszej miejscowej galerii, z miejsca realizując otrzymana gotówkę na prezent od wuja Macieja. Kupiliśmy gre planszową, wreszcie inną niż chińczyk, domino, czy Czarny  Piotruś. Nawet zaczęliśmy już zapamiętywać zasady. Udało nam się zrealizować, ze trzy, no może cztery partyjki. Dziękuje wuju Macieju!!!!. 


Co zaś do bólu. Przyczyn może być kilka. Coraz bardziej skłaniam się jednak do teorii, że powodem może być wzrok. Siedzę od dobrych 12 lat przed kompem po ileś tam godzin dziennie. Nam takie własne odczucie, że widzę gorzej, tzn. czuje że muszę się bardziej skupiać , by osiągnąć ten sam rezultat. Druga z przyczyn może być wichura w aucie. Zawsze byłem wyjątkowo wyczulony, na wszelkiego rodzaju przeciągi ( dlatego czapka przez okrągły rok). Więc przyczyna, jak zwykle pewnie po środku.


Nadal czekam z niecierpliwością na odpowiedź ze STU, czy zostałem przyjęty. Pomimo początkowej euforii wynikającej z rozmowy telefonicznej z Panią z Sekretariatu, mam coraz większe obawy. Jednak nie tracę nadziei. Sądzę, że sprawa się sama rozwiążę do końca roku.


P.S.
Ból się skrada i krąży, jest bardzo blisko, jakby za mgłą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz