Od dłuższego czasu miałem zamiar coś napisać. A działo się, działo. W pracy zadyma jakich mało, Piotr jako kopalnia pomysłów nie dawał chwili wytchnienia, w życiu osobistym - przemilczę. Ale żeby obraz nie byl taki "przygnębiający", wydarzyło się kilka fajnych rzeczy:
- udało mi się wykonać pewne działania ( trwało to "najmarniej" 5lat)
- zaczęły mi przeszkadzać niezałatwione sprawy - odczuwam duży dyskomfort
- zacząłem wreszcie wprost sygnalizować swoje oczekiwania i potrzeby
- przestałem brać na swoje barki rożnego typu odpowiedzialności (niekoniecznie moje: praca, dom, znajomi).
- zdecydowałem, że czas na napisanie PLANU ZDROWIENIA (do tej pory jest to bardzo chaotyczne, bez ładu i składu)
Gdy zacząłem podchodzić do życia w ten właśnie sposób, nie żyje się może od razu lepiej, ale jakoś tak bardziej przejrzyście. Pojawił się jakiś cel, dążenie. Pojawiło się wreszcie pytanie DLACZEGO chce to zrobić ( patrz jeden z ostatnich Integralnych). Skrystalizowało się wreszcie to czego tak długo szukałem.Jakiś model postępowania, dążenie do pewnego poziomu życia emocjonalnego, duchowego. Bardzo dobrze mi z tymi wszystkimi przemyśleniami. Przestałem akceptować pewne zachowania wobec mojej osoby, zacząłem wytyczać jakieś granice ( na razie niezbyt wyraźnie, ale dopiero się uczę - wszystko jest jeszcze płynne, w powijakach). Nie wiem jaka droga mnie czeka, ale jest cel. Na chwile obecna wiem już, że warto. Porobiło mi się w głowie;). Mnóstwo mam w głowie tego wszystkiego.
Przytyłem 4kg;(((. Ja mi z tym źle. Autentycznie. W niedziele wraz z Piotrem ruszyliśmy do lasu na "szybką ósemkę". Ale mnie Siwy przegonił po tym lesie. To było chyba najszybsze osiem w mojej karierze. Żeby go przekonać do towarzystwa, obiecałem zwierzątka w lesie. Kończyliśmy ósemkę a tu nic. Cicho wszędzie, głucho wszędzie. Zwierzątek nie widu, ni słychu. Jednak pozytywne myślenie, to jest jednak to. Otóż pod sam koniec trasy, prawie już na polach ( jakieś 100m od skraju lasu) pojawiła się mama sarenka z dzieciątkiem. Ale była radocha. Nie uciekały, stały w odległości 30-40m od nas. Piotr kiwał, wysyłał całuski. Zachwyt po całości. Dodatkowa atrakcją, był nawet pojawiający się znikąd motylek. Jak tylko wróciliśmy do domu zostali o tym "niebywałym" szczęściu poinformować dosłownie wszystkich. Ja dodatkowo udowodniłem sobie samemu , że potrafię. Jest mi to od czasu do czasu bardzo potrzebne. W ogóle muszę popracować nad swoim poczuciem wartości. Ale o tym dziś pogadam z H. na terapii.